Witam! Oto oficjalny pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że mimo wszystko wyszedł odpowiednio i spodoba się wam.
Droga Desu-chan, gdzieś głęboko liczę, że styl, którym napisany jest rozdział, nie odbiega zanadto od poprawnych ram i się nie zawiedziesz.
A teraz mały spoiler - oprócz tego rozdziału, nie prędko pojawi się Rin... a raczej rozdział pisany z jego punktu widzenia, zatem mam nadzieję, że wybaczycie mi ten specyficzny sposób zapisu - który według mnie pasuje do sytuacji - i będziecie czytali dalej.
Jak już powiedziałam - rozdział był pisany dawno, ale starałam się go trochę poprawić pod względem stylistycznym, językowym, ortograficznym i... ogólnym. Ale nie da się go w pełni zmienić. Za wszelkie niezauważone przeze mnie błedy, gorąco przepraszam i licze na szczere komentarze.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
-H-hai! O-okumura
Rin zaginął!
Oczy mężczyzny
siedzącego przy biurku przybrały wielkość spodków, tudzież małych talerzyków.
Na jego czole pojawiła się po chwili pulsująca żyłka. Na dodatek z wrażenia, aż
upuścił swoją ulubioną filiżankę! Z ręcznie malowanym wzorem!
-Co takiego?! Jak
to zaginął?! Kiedy?! Gdzie?!
-O-on… Był na
misji! Razem ze swoim bratem, Suguro Ryuujim, Shimą Renzo, Moriyamą Shiemi,
Kamiki Izumo, Miwą Konekomaru i Panią Shurą! Podobno w trakcie walki spadł z
klifu do morza. Szczegółów nie znamy, ale prawdopodobnie nie żyje. Jednak póki
co wysłana przez nas grupa ratownicza prowadzi poszukiwania, a Okumura-kun jest
uznawany za zaginionego.
Czarnowłosy demon
opadł z powrotem w fotelu. Nawet nie zauważył kiedy się z niego podniósł. Ta
wiadomość naprawdę go zszokowała. Jego młodszy demoniczny braciszek zaginął.
Nie… powinien raczej powiedzieć, że zginął. Nie ma możliwości, by ktoś przeżył
coś takiego. Nawet on. Mimo, że Mephisto nie był spokrewniony ze starszym
Okumurą tak, jak Yukio, to oboje byli synami szatana. Oboje byli demonami
żyjącymi w Assiah, więc to było oczywiste, że w pewien sposób martwił się o
niego. Choć tego nie okazywał. Po prostu chciał dla chłopaka jak najlepiej i
wszystkie jego działania prowadziły właśnie do tego. Mimo iż wiele razy
wyglądało to zupełnie inaczej.
Demon popatrzył
ponownie na mężczyznę stojącego przed nim, który nawiasem mówiąc, był odrobinę
przerażony i zaniepokojony nagłym wybuchem szefa. A niepewność na twarzy
przybyłego, odnośnie dalszych reakcji przełożonego, była dość spora. Syn
szatana westchnął cicho i postanowił przerwać tą niezręczną i niepokojącą - oczywiście
dla jego podwładnego - ciszę.
-Rozumiem.
Przeszukajcie wszystko dokładnie. Chcę mieć szczegółowy raport. A do czasu, aż
ciało nie zostanie odnalezione, Okumura jest uznawany za zaginionego. Tylko i
wyłącznie. To sprawa priorytetowa. Możesz odejść.
-T-tak jest!
Czarnowłosy
dyrektor ponownie westchnął. To zaczynało go już przerastać. „Ten dzieciak…
naprawdę często pakuje się w kłopoty. A raczej przyciąga kłopoty jak magnes.” Podniósł
się z fotela i podszedł do okna. Miał wielką nadzieję, że chłopak jednak wciąż
żyje.
--- Mephisto ---
Naprawdę… mam
nadzieję, że Rin wciąż żyje. Ciekaw jestem tylko jak zareaguje Yukio. A raczej
jak zareagował. Tak. W końcu, akurat oni to widzieli. Byli przy tym. Więc i
Yukio również. Ale nie mogę pozwolić, aby popadł w otchłań, w głębie ciemności.
Aby się pogrążył i zmienił w demona. Nie… Demon to złe określenie. Raczej w coś
takiego jak Toudou, który swoim kretynizmem i rządzą mocy doprowadził do
katastrofy. A w przypadku młodszego z Okumurów, coś takiego jest nawet bardziej
prawdopodobne. A nawet… Mogłoby się stać coś znacznie gorszego. Teraz młody nie
może być sam. Nie można pozwolić, by się zatracił. Trzeba go teraz przez cały
czas obserwować. Tak. Teraz zapewne na scenę wkroczą nowi aktorzy i rozpocznie
się nowy akt, nowy spektakl, nowe przedstawienie. A już wkrótce kurtyna znów
się podniesie, jednak nie w pełni. Do tego momentu zapewne minie sporo czasu.
Teraz jednak powinniśmy się zająć przygotowaniami. Tylko, że to wszystko nie
tak miało wyglądać. Ehh… Trzeba
jeszcze powiadomić górę. Ale i to w swoim czasie.
-Rany, rany… Ale
się porobiło. – westchnąłem i odwróciłem się, wyczuwając obecność pewnej
wyjątkowo irytującej osoby – Mogę wiedzieć co cię do mnie sprowadza, Amaimonie?
--- Narrator ---
W pokoju jakby z
nikąd pojawił się inny demon. Amaimon – Król Ziemii. Mężczyzna był ubrany cały
na zielono-czarno. Włosy również miał koloru trawy o różnych odcieniach.
-Ne, czy to prawda
co mówią?
-To zależy. A co
mówią?
-Że nasz młodszy
braciszek–Rin, nie żyje.
Mina jaką miał Pan
Pheles, była bezcenna. Ale nie trudno mu się dziwić. Jego rozmówca,
wypowiadając te słowa, miał minę jakby mówił o pogodzie, a w ustach znajdował
się jednocześnie duży, pomarańczowy lizak. O przyglądaniu się swojemu
dziwacznemu butowi, nie wspominając
-Mógłbyś chociaż
raz zachować się odpowiednio do sytuacji. – skarcił go starszy demon, ale na
młodszym nie zrobiło to nawet najmniejszego wrażenia.
-Więc to prawda? –
spytał jak gdyby nigdy nic, ignorując spojrzenie brata i jego karcący ton.
--- Miephisto ---
Ponownie
westchnąłem. Coś dzisiaj często mi się to zdarza. Ale cóż poradzić? Ten chłopak
mnie załamuje. Aż ręce opadają. Jedyne co mi pozostaje to stać i patrzeć na
jego głupotę.
-Tak.
Najprawdopodobniej tak, jednak ciała jeszcze nie znaleziono.
-Została z niego
mokra plama.
-Tego jeszcze nie
wiemy. A raczej powinienem powiedzieć, że nie jesteśmy po prostu pewni.
-To w takim razie
mogę sobie wziąć tego kociego demona?
-Nie!
Rany! Ten chłopak
doprowadza mnie do szału! Zero poszanowania dla zmarłych! Ale cóż się dziwić?
Jest demonem. Zresztą… ja również. A
przez zbytnie przebywanie wśród ludzi, chyba nabyłem „złych” nawyków. Chociaż w
sumie… Jakby się nad tym dłużej zastanowić, to pewnie stało się tak głównie
przez obserwowanie starszego Okumury. Ehh…
Spojrzałem na brata
całkiem załamany i zdegustowany jego zachowaniem. Ponownie. Moja mina musiała
być przerażająca, bo dotąd obojętny i niczym nieprzejmujący się mój głupi
braciszek, wzdrygnął się i cofnął o krok. Yyy… Czyżbym przesadził? Mówi
się trudno.
-Amaimonie…
-Tak?
-Idź sprawdź czy
cię nie ma w twoim pokoju.
-Hai.
No i poszedł sobie.
W końcu będzie spokój. Rin, może to zabrzmi śmiesznie z moich ust, ale…
Przeżyj!
Otworzyłem powoli
oczy. Tyle, że zamiast ujrzeć miny moich towarzysz, widziałem ciemność.
Wszechotaczającą mnie ciemność. Spojrzałem na swoje dłonie, będąc kompletnie
zdezorientowanym. Zupełnie nie wiedziałem co się dzieje. Przecież dopiero co
byłem z nimi! Byłem tam i… i walczyłem? Zaraz! Co się stało?!
Przerażony
próbowałem sobie teraz wszystko przypomnieć.. I wtedy to do mnie dotarło.
Spadłem z klifu. Runąłem do morza i poczułem niesamowity ból. A to znaczyło,
że…umarłem? Nigdy więcej nie zobaczę już brata, moich przyjaciół, Kuro, czy
nawet Mephisto… Więc to tak wygląda śmierć. Myślałem, że spotkam tu może Shiro,
ale… wyglądało na to, że byłem w błędzie. Niepotrzebnie miałem złudną nadzieję.
Egoista ze mnie… Tylko czemu nie zobaczyłem tego światełka, co? Heh… „Nie idź w
stronę światła” co? Na to już chyba trochę za późno. Pewnie Yukio nieźle się na
mnie wściekł. Ciekawe jak długo tutaj będę? Pewnie „umrę” tu z nudów. Chociaż
bardziej skłonny byłbym powiedzieć, że prędzej tu zwariuje czy po prostu ze
świruję do reszty. Bo gadanie do samego siebie raczej normalne nie jest. Nie było,
nie jest i nie będzie. A tym bardziej jeśli zdążyło się już zostać trupem. Tsa… Nie ma to jak czarny humor. Była
jeszcze tylko jedna rzecz, która mnie trochę niepokoiła: „Dlaczego u diabła
wszystko mnie boli?!” Przecież po śmierci nie czuje się bólu! Chyba… A
przynajmniej tak mi się zdawało. Ale nawet jeśli, to dlaczego dopiero w tej
chwili to odczułem? I czy tylko mi się zdawało, czy ta ciemność zaczęła wirować
i blednąć? I czy ja… zacząłem spadać?! Przecież nawet kroku nie zrobiłem! Argh!
Głowa mnie rozbolała, jak nigdy! Nawet oczy, które przed chwilą przymknąłem od
tego wszystkiego. Otworzyłem je i… i co? I kurwa zobaczyłem tym razem biel! A
raczej prawie biel! Zupełnie jakby wszystkie kolory zjaśniały do bieli! A
kształty rozmazały się do reszty. Dookoła słyszałem szum. Tylko… przecież przed
chwilą wszystko było pokryte czernią i ogłupiającą ciszą! A teraz?! Jakoś tak
dziwnie biało, dziwnie głośno i w ogóle wszystko było dziwne. Na dodatek
strasznie mnie ta głowa bolała.
Zacząłem mrugać
oczami, ale obraz zamiast mi się poprawić, jakby bardziej się rozmył. A raczej
nad moją twarzą i obolałymi oczami pojawiła się czerwona plama. Na dodatek
odniosłem wrażenie jakby coś zimnego leżało na moim czole. Zaraz! Czyżby? Ale
przecież… nie… to nie możliwe! Czyżbym naprawdę przeżył?! A może to niebo? Nie.
W niebie nie odczuwałbym bólu. Więc czemu byłem w tamtym ciemnym miejscu? I ile
to trwało? Czy to mogło być coś w rodzaju granicy między życiem, a śmiercią?
Niemożliwe! Już do reszty mi chyba odbiło. Albo od uderzenia coś mi się
poprzestawiało. Tak. Na pewno coś takiego jak ta granica nie istniało i istnieć
nie będzie. Raczej… chyba… tak myślę… Argh! Ja naprawdę już do reszty
zwariowałem! I czemu, do cholery, coraz zimniej mi było w moje czoło? Chyba
ktoś mi lód położył. Ale ja przecież nie mam gorączki! To znaczy tak mi się
zdawało. Rany! Już niczego nie byłem pewien. I czemu ja cały czas w myślach
gadałem?! Tylko, że… no właśnie – odczuwałem straszny ból gardła i pragnienie.
Coś jakby paliło mnie od środka. Grr…
Zaraz! Czy tylko mi
się zdawało, czy ten szum zaczynał się ujednolicać? Głos? Odniosłem wrażenie,
że ta czerwona plama do mnie mówiła, a to oznaczało tylko jedno – ja żyję! Ktoś
mnie uratował i prawdopodobnie teraz próbował do mnie dotrzeć. Chciałem coś
powiedzieć, ale pragnienie dawało o sobie znać. Wykrztusiłem więc z siebie
tylko jedno słowo:
-Wody…
Miałem nadzieję, że
ten ktoś zrozumie. I najwidoczniej mu się to udało. A może jej? Mniejsza o to.
Ważne, że poczułem jak chłodna ciecz łagodzi moje zeschnięte gardło.
Ale to „światło”
było naprawdę irytujące. Oczy coraz bardziej mnie bolały. Cóż… postanowiłem je
zamknąć, z nadzieją, że ta osoba da mi spokój, a wkurzający szum ustanie.
Ahh! W końcu cisza!
Nie wiem ile już tak leżę, ale widzę tylko ciemność. Ta, znowu… Ale przynajmniej
ten szum ustał. Pasowałoby się jednak zorientować gdzie się znajduję. Otwieram
oczy, ale tym razem nie bolą mnie tak, jak poprzednio. W pomieszczeniu, w
którym się znajduję, panuje półmrok. Zapewne jest już noc. Wychodzi na to, że
usnąłem na trochę dłużej. Ehh… Tym razem jednak widzę trochę wyraźniej, ale głowa wciąż boli. Trudno.
Idę spać. Znowuuuu… Może mi przejdzie. Heh… Naiwne myślenie…