Hej... *wychyla się niepewnie
zza futryny* Trochę mnie tu nie było, wiem... przepraszam, że tyle mi zeszło,
ale... cóż... W końcu mam mój komputer! I worda! Yay! Co prawda znowu zaczynają
się "maratony naukowe", ale może przynajmniej uda mi się poprawić i
przygotować do publikacji minimum dwa rozdziały.
Przepraszam też za... trochę
"inny" styl niż mój obecny, bo jak już wiadomo - zaczęłam tą historię
pisać bardzo dawno temu i miałam wtedy zupełnie inny styl. Mam nadzieję, że
jakoś to przełknięcie. A tymczasem zapraszam do czytania.
ROZDZIAŁ DRUGI
Na placu należącym do Zakonu
Prawdziwego Krzyża stał młody, dość wysoki chłopak – Shima Renzou. Miał
nienaturalnie różowe włosy i piwne, lub po prostu brązowe oczy. Tego dnia nie
chciało mu się nic, więc zwyczajnie obserwował prawie bezchmurne niebo. Podobno
miało padać, ale słońce bez ustanku świeciło. Jakby chciało zrobić komuś na
złość. Temperatura przekraczała 35 stopni powyżej zera i było okropnie parno.
-Oi! Shima! Zaczekaj!
Chłopak z różowymi włosami
zaczął się rozglądać w poszukiwaniu osoby, która go zawołała. W końcu jego
piwne oczy padły na biegnącego w jego kierunku niskiego chłopaka. Młodzieniec
miał bardzo krótko ścięte włosy, co dawało efekt jakby był łysy, a ich
niezwykły kolor również rzucał się w oczy. Tym bardziej, że były one
niebieskie. Renzou uśmiechnął się i poczekał aż Miwa dobiegnie do niego.
-Co jest Konekomaru? Stało się
coś?
Chłopak ciężko dysząc wystawił
dłoń w geście sugerującym, aby jego towarzysz poczekał chwilę. Kiedy udało mu
się już ustabilizować oddech, wyprostował się, poprawił okulary i wbił poważne
spojrzenie czarnych tęczówek w swojego przyjaciela.
-Kirigakure sensei cię szukała.
Podobno to bardzo ważne i masz do niej przyjść tak szybko, jak to możliwe.
-A w jakiej sprawie?
-Nie wiem. Jednak ostatnio
przyjechał ktoś z Watykanu i przesłuchiwał wszystkich, którzy byli przy tym
zdarzeniu z Rinem.
-Znowu?
-Też tego nie rozumiem.
-Ehh… Minęło już kilka miesięcy,
a oni dalej drążą ten temat. Wszystko zostało niby ustalone. Nawet pogrzeb się
odbył! Rozumiałbym gdyby wciąż go szukali i sądzili, że żyje. Ale tak nie jest!
-My jeszcze nie zwątpiliśmy.
-Wiem Koneko, ale oni tak.
-Może szukają winnego?
-Wątpię. Oni się cieszą, że się
go pozbyli. A jeśli już szukają winnego, to tylko na pokaz.
-Bezsensu…
-Wiem, ale nic na to nie
poradzimy.
-Yhym… Shima…
-Co?
-Lepiej idź już do sensei, bo
będziesz miał problemy.
-Ta… To na razie Koneko!
-Cześć!
Renzou pomachał koledze i
pobiegł do budynku szkolnego. Jednak zamiast do gabinetu swojej nauczycielki,
ruszył do automatu z zimnymi napojami. Kupił sobie jakiś sok. Przyłożył metal
do twarzy i przyjemny chłód objął jego ciało. Otworzył napój i już miał się
napić. Jednak zastygł w bezruchu, a puszka wypadła mu z ręki wylewając swoją
zawartość kawałek dalej. Chłopak padł nieprzytomny na podłogę, nie mogąc złapać
oddechu. Przed oczami miał jedynie ciemność.
Kiedy się obudził, okazało się,
że leży w sali szpitalnej. Jednak w pomieszczeniu było ciemno, a jedynym
źródłem i tak słabego światła, była mała lampka stojąca obok jego łóżka.
Zapewne była noc. Ewentualnie bardzo pochmurny dzień. Najmłodszy syn rodziny
Shima rozejrzał się trochę bardziej po pokoju. Za drzwiami słychać było
pojedyncze kroki oraz ciche szepty pielęgniarek.
Chłopak rzucił spojrzenie w
stronę okna, które było lekko przysłonięte zasłonami. Po jego lewej stronie
ktoś stał. Postać miała na sobie długi czarny płaszcz. Ciężko było stwierdzić
jakiej była płci, gdyż okrycie było dość luźne. Owy osobnik miał zarzucony na
głowę kaptur. Ręce trzymał skrzyżowane na wysokości piersi. Samą twarz
natomiast miał przysłoniętą przez cień kaptura i skierowaną w bok, w stronę
niezasłoniętej części okna, przez co nie zauważył, że pacjent już odzyskał
przytomność. Dotarło to do niego dopiero, gdy usłyszał głos Renzou.
-Kim jesteś?
Nieznajomy drgnął i skierował
swój wzrok w kierunku zajętego łóżka. A przynajmniej można było tak wnioskować
z ruchu jego głowy, bo kaptur wciąż zasłaniał mu prawie całą twarz.
-Nikim ważnym. Dobrze się
czujesz? – postać odpowiedziała bardzo cicho.
-Tak. Co się stało?
Shima wbijał zaciekawione
spojrzenie w owego osobnika, wręcz świdrując go wzrokiem i oczekując na
odpowiedź. Jednak nie doczekał się jej. Postać milczała. Renzou zmarszczył brwi.
-Nie jesteś z zakonu, prawda?
-Nie.
Krótka i prosta odpowiedź. Młody
egzorcysta podniósł się do siadu, nawet na chwilę nie spuszczając wzroku ze
stojącego przy oknie osobnika.
-Więc czego chcesz?
-Niczego.
-To po co tu przyszedłeś?
-Z nudów.
-Kłamiesz. Stałeś tu i czekałeś,
aż się obudzę. Pilnowałeś. mam rację?
-Po co pytasz skoro i tak wiesz
lepiej?
-Jakie masz zamiary?
-Żadne.
-Bzdura! Czego chcesz?!
Do tej pory cała rozmowa była
prowadzona szeptem. Jednak chłopak nie wytrzymał, wkurzył się i podniósł głos.
Wiedział, że zrobił głupio, bo przez to zapewne niedługo do sali wpadną
lekarze. A to z kolei spowoduje, że nieznajomy zapewne nie będzie chciał dłużej
z nim rozmawiać i ucieknie. Niestety… było już za późno.
Shima wstał gwałtownie z łóżka i
spróbował złapać owego osobnika. Jednak kiedy postawił pierwszy krok, stracił
równowagę i upadł. Zakapturzony osobnik, wykorzystując to, jak gdyby nigdy nic,
obrócił się całkiem w stronę okna i otworzył je. Za drzwiami słychać już było
niezłe zamieszanie. Nieznajomy rzucił tylko krótkie „uważaj na siebie” i
wyskoczył przez okno, znikając w czeluściach ciemnej nocy. W tej właśnie chwili
drzwi sali szpitalnej otworzyły się i do pomieszczenia wpadli lekarze, a zaraz
za nimi egzorcyści. Shima natomiast ignorując nowoprzybyłych, wpatrywał się w
okno, wręcz wściekły na siebie i swoją niemoc.
-Renzou!
W ułamku sekundy do chłopca
podbiegli jego bracia, którzy jako ostatni weszli, a raczej wpadli, do pokoju.
Starsi chłopcy na przemian przekrzykiwali się i potrząsali swoim młodszym
bratem. Dopiero interwencja ich ojca pomogła.
-Spokój!
Chłopcy natychmiast się
uspokoili i odsunęli od brata umożliwiając ojcu podejście do niego.
-Renzou… Co się stało?
-Nie mam pojęcia.
-Do kogo w takim razie
krzyczałeś?
-Skąd mam wiedzieć?! Miał
płaszcz i kaptur! Nawet nie mam bladego pojęcia czy to był facet, czy kobieta!
-Uspokój się i zacznij od
początku.
Ranny wziął głęboki oddech i
zaczął opowiadać wszystko, co się zdarzyło po jego obudzeniu. A raczej od
chwili kiedy Konekomaru przekazał mu informację o prośbie Shury. A właściwie
tylko ogólny zarys tego. Bardziej się skupił na ostatnich wydarzeniach.
-… Wtedy ten dziwak wyskoczył
przez okno i wpadliście wy. Resztę już znacie.
Wszyscy w pomieszczeniu byli w
szoku. Praktycznie pozwolili dostać się na teren Akademii jakiemuś demonowi,
który na dodatek zaatakował najmłodszego syna rodziny Shima. Oprócz tego,
pojawiła się jakaś obca osoba, a oni nawet o tym nie wiedzieli! Nie wyczuli go!
Wszedł sobie „od tak”! Trzeba jeszcze dodać, że nie wiadomo ile DOKŁADNIE tam
siedział. I co ważniejsze, OD KIEDY.
-Czy ten osobnik nic ci nie zrobił?
Nie zaatakował cię?
-Nie… nie wiem czego chciał, ale
to było dziwne. I to bardzo dziwne… Miałem wrażenie, że mnie pilnował.
-Hmm… A pamiętasz kto cię wtedy
zaatakował?
-Nie. Nawet nie widziałem w
pobliżu nikogo. Nie wyczułem żadnego demona.
Po prostu… Poczułem okropny ból i straciłem przytomność.
-Jeszcze jedno pytanie.
-Tak?
-Co robiłeś w tamtym korytarzu?
-Koneko powiedział, że
Shura-sensei chciała mnie widzieć i mam do niej iść.
-Ale gabinet Shury-san jest w
drugą stronę!
Rockowy brat wtrącił swoje trzy
grosze. Jak zawsze zresztą.
-Tak, ale było strasznie gorąco
i chciałem się napić czegoś chłodnego.
Głowa klanu zamyśliła się na
chwilę. Popatrzył przez chwilę na egzorcystów wyższych rangą, a następnie na
swojego najmłodszego syna, po czym zmarszczył brwi.
-Synu…
Zmartwiony ton ojca poważnie
zaniepokoił Renzou. Szczególnie, że ojcu przeważnie udawało się zachować zimną
krew. Brązowooki wbił w niego uważne spojrzenie.
-O co chodzi?
-Wielce prawdopodobne, że coś
takiego może się powtórzyć.
-Co?!
-Możliwe, że stałeś się celem
tego, kto cię zaatakował.
Chłopak był w szoku. Zresztą nie
tylko on. Wszyscy w pomieszczeniu byli niesamowicie zdziwieni. Shima miały być
celem?! Ale pytanie brzmiałoby wtedy: Kto chciałby jego śmierci i dlaczego?
Czyżby to ten zakapturzony osobnik? A może demon? Może nawet winny stanu jego
zdrowia był…
-Ktoś z Zakonu. - Ciszę przerwał
najstarszy syn, wyrywając tym samym wszystkich obecnych z szoku.
-Co?
Najwyraźniej nikt nie zrozumiał,
co ten miał na myśli. Dlatego też chłopak postanowił wyjaśnić swoją myśl.
Wywołując tym jednak jeszcze większy szok niż wcześniej.
-Możliwe, że winny to ktoś z
Zakonu. Dlatego właśnie bezkarnie atakował i nie było śladu jego obecności.
Dlatego poruszał się bez problemu, szybko uciekł i nikogo nie złapali. I
właśnie dlatego, że ta osoba nie wtargnęła tu, bariera nie została aktywowana.
-Ale… ale przecież…!
Ostatni z rodu Miwa i
jednocześnie głowa tej rodziny, nie mógł uwierzyć w słowa brata swojego
przyjaciela. Jednak nie mógł też znaleźć żadnych słów, a tym bardziej
argumentów na zaprzeczenie tej teorii.
-Jest też możliwe, że jeśli
nawet to demon, to ktoś z Zakonu go wpuścił. Niekoniecznie niedawno. Demon
mógłby po prostu czekać. Już kiedyś zdarzyła się podobna sytuacja. Mówię tu o
nauczycielu i egzorcyście, który tu nauczał. Więc dlaczego coś podobnego nie
miałoby się powtórzyć? – kontynuował Juuzou
-To jest możliwe. A w każdym
bądź razie ta teoria ma sens. – tym razem głos zabrał Yazou, będący głową
rodziny Shima. – Ale zastanawia mnie czemu akurat Renzou?
-A bo ja to wiem? – wtrącił
omawiany – To co teraz będzie?
-Jak to co?! – tym razem głos
zabrał Juuzou, który chwycił brata za ramiona – Trzeba ci dać ochronę!
-Hę?! No chyba…
-Juuzou ma rację. – odezwał się
Bon – Panie Shima… Ja i Konekomaru będziemy cały czas z Shimą. Reszta pewnie
też się dołączy raz na jakiś czas. Jednak nie jestem pewien, czy sobie
poradzimy.
-Bon… Czy ty się właśnie
przyznałeś, że jesteś za słaby?! – Renzou był zszokowany, podobnie zresztą jak
pozostali.
-Hę?! Nic takiego nie
powiedziałem! Ale nie wiemy kto jest przeciwnikiem, a jakby nie patrzeć, wciąż
się uczymy!
-Racja. Myślę, że
Kirigakure-san, na zmianę z Okumurą…
-Tato!
-Starczy! Kirigakure-san,
Okumura-kun? Czy jest to możliwe?
-Zrobimy co w naszej mocy, by
chronić pańskiego syna. Prawda Shura-san?
-Haaaiii~!
Głowa rodziny Shima kiwnęła
głową i opuściła pomieszczenie. Razem zresztą z innymi egzorcystami. Shura
powiedziała, że jest zmęczona i również wyszła. Zostali więc tylko młodzi
exwire i młodszy z rodzeństwa Okumura.
***
And that's it! Jak się podobało? Czekam na wasze szczere opinie. Wiem, że mogłoby być dłuższe... ale jakoś super krótkie nie jest.
Starałam się poprawić wszystkie
błędy, ale jak powszechnie wiadomo, czasami samemu nie widzi się wszystkich
swoich błędów, więc z góry przepraszam jeśli jakieś pominęłam.
Jak sądzicie - kto i czemu zaatakował Shimę? Jak wróg dostał się na teren Akademii? Kto go chronił? Czemu Zakon dalej drąży temat śmierci Rina? I co będzie dalej z Renzou?
Zapewne możecie się domyślać
niektórych rzeczy, ale nie ograniczajcie się do tylko jednej odpowiedzi. Ciąg
dalszy może was zaskoczyć.
I teraz bonus świąteczny! (z opóźnieniem, ale mam nadzieję, że mi to jakoś wybaczycie) Mam nadzieję, że się spodoba - starałam się żeby były uniwersalne ^^".