piątek, 11 marca 2016

Rozdział 3

Hej! Tak, oto kolejny rozdział. Tak, udało mi się go poprawić na czas. Nie, czasu mam niestety bardzo mało, co wiąże się z długą historią, której raczej nikt ich tak nie chciał by czytać. Nie gwarantuję jednak, że nie będzie żadnych błędów, chociaż bardzo się starałam wszystkie wyłapać i poprawić.
Przy okazji dziękuję Desu-chan, za tą pouczającą dyskusję, która naprawdę dużo mi dała oraz zrozumienie, kiedy starałam się wytłumaczyć niektóre rzeczy. No i oczywiście za zwrócenie uwagi na te mniej i bardziej poważne błędy. Naprawdę to doceniam.
Witam również kolejnego nieszczęśnika, który wpadł w demoniczną pułapkę zastawioną na blogu przez egzorcystów i mam nadzieję, że Dawido zostanie z nami na dłużej.
A teraz nie przedłużając, zapraszam wszystkich do czytania i liczę na szczere opinie.


ROZDZIAŁ TRZECI
Przez najbliższe dni Konekomaru i Suguro chodzili praktycznie wszędzie za Shimą. Sytuacja w zakonie była napięta, a coraz częstsze pojawianie się demonów w okolicy pogarszało tylko sytuację. Większość zajęć została odwołana, oczywiście pod mniej surrealistycznym pretekstem, a uczniom, głównie młodym egzorcystom, zakazano opuszczać akademiki samemu i bez zgody oraz wiedzy nauczyciela. Tych nieświadomych wystarczyło tylko trochę postraszyć, by mieć pewność, że nigdzie się nie wybiorą, ale egzorcyści to inna para kaloszy. Złym znakiem było to, że nawet sam Mephisto zaczął się niepokoić. Co oczywiście nie mogło wyciec poza wtajemniczoną grupę osób. Kiedy jako jedyny wyczuwał niektóre demony i gdy już chciał działać, ktoś lub coś go uprzedzało. Przeszło mu nawet przez myśl, że może ktoś nad nimi czuwa i ich chroni. Bo jakie inne mogłoby być wyjaśnienie? 
Ale ta myśl była równie niepokojąca, co pocieszająca. Dlaczego? Bo nie wiedział o tym niczego i nie mógł odpowiednio manewrować ową sytuacją. A tego Pan Pheles nie cierpiał. Na dodatek musiał cały czas siedzieć w gabinecie, albo ktoś go obserwował. Taki sam dzień był i tym razem. A ponowne przybycie ludzi z Watykanu dodatkowo komplikowało sprawę. „Śledczy” postanowili w końcu przesłuchać Renzou, co z wiadomych powodów nie było wcześniej możliwe. Jednakże reszta rodziny Shima i jego przyjaciele nie chcieli go puścić samemu i przez cały czas towarzyszył mu wianuszek podejrzliwych osób, rzucających złowrogie spojrzenia na każdego. Chociaż to ostatnie to głównie Bon.
Znajdowali się właśnie w gabinecie Shury. Wielu sądziło, iż atak na chłopaka pokazuje tylko, że ktoś uważał, iż Shima coś ukrywał i mógłby to powiedzieć. W końcu jednak, egzorcyści nie dowiedzieli się niczego nowego. Renzou został odprawiony, a wysłannicy Watykanu wrócili do siebie.
I właśnie ten dzień wybrały sobie demony, na wtargnięcie do budynku z wielkim hukiem. Wszyscy egzorcyści, z exwire włącznie, otrzymali zadania. Jednak ciężko było odpowiednio je wypełniać, gdy ni z tego, ni z owego wyskakiwała ci nagle przed nosem spora grupka demonów. I bynajmniej nie miała zamiaru grać w łapki. W takiej właśnie sytuacji znaleźli się Shima, Bon i Koneko. Cała trójka szybko dorobiła się poważnych ran, a udało im się pokonać tylko jednego demona. Pozostało więc „zaledwie” kilkanaście. Oczywiście adrenalina robiła swoje i panowie jakoś się trzymali. Ale najwyraźniej obie strony zdawały sobie sprawę, że ta sytuacja, gdzie chłopcy stawiali opór, nie potrwa już długo.
Kiedy jeden z wysłanników piekła poważnie zranił Bona i pozbawił młodego Renzou jego broni, chłopcy wiedzieli, że ich sytuacja jest gorsza niż myśleli. Koneko pobiegł do Ryuujiego, który stracił przytomność, a różowy mnich zaczął wywijać przed demonami kawałkiem drewna. Szybko jednak został go pozbawiony, a chłopcy pozostali bez broni. Wycofali się pod ścianę. Koneko spróbował ponownie użyć wersów z Biblii, jednak… wiadome było, że te kilka sekund nie wystarczy na wyśpiewanie egzorcyzmu. 
Demony otoczyły ich i zaatakowały. I wtedy coś błysnęło przed nimi jasnym, biało-złotym światłem. Przed obiema stronami zafalował materiał białej szaty. Młodzi egzorcyści patrzyli na to z przestrachem myśląc, że pojawił się kolejny przeciwnik. Z kolei wrogie istoty odsunęły się zaskoczone, ale z racji, że nie były jakoś szczególnie inteligentne, nim ktokolwiek zdążył choćby przyjrzeć się przybyszowi szybko zaatakowały ponownie z głośnym rykiem. I to był błąd. Nieznajomy osobnik ze sporą prędkością zamachnął się, a przedstawiciele Gehenny znajdujący się najbliżej zostali przecięci na pół. A raczej na pół, tylko na pierwszy rzut oka. Ułamek sekundy później ciała owych demonów walały się w małych kawałkach po podłodze niczym poszatkowane.
-N…niesamowite… jednym cięciem… na tyle kawałku… - wszeptał zszokowany Shima
Nowoprzybyły wykonał jeszcze parę ruchów, a po bestiach nie było już ani śladu. No… oczywiście oprócz tych kawałeczków zepsutego i cuchnącego siarką „mięsa” na ziemii. Ale to można pominąć. W końcu kogo one obchodzą w takiej sytuacji?
-Kto…
Miwa patrzył na to wszystko z przerażoną miną. Jakby nie patrzeć, nie wiedzieli po czyjej stronie ten ktoś stał. Możliwe, że pomógł im by wyciągnąć od nich informacje, a później samemu zabić. W tym momencie przybysz wyprostował się i odwrócił w ich stronę. Przed oczami głupców stał blondyn, a raczej złotowłosy, młody mężczyzna o dwukolorowych oczach i anielskiej twarzy. Lewa tęczówka spoglądała na nich kolorem soczyście zielonym, a prawa była niczym bezchmurne niebo o bezkresnej głębi morskiej. Mógł mieć najwyżej 20 lat. Lekko opalona cera i obojętna mina nadawały mu uroku. A i włosy wcale krótkie nie były. Sięgały mu do połowy szyi, a niesforne kosmyki opadały na czoło i na oczy. Nosił ozdobne, męskie kimono. Choć raczej ciężko byłoby to tak nazwać. Ubranie jakie miał na sobie wyglądało bardziej, jakby blondyn właśnie wyszedł ze świątyni shintoistycznej czy czegoś podobnego. No, może było trochę bardziej urozmaicone. Ozdobne obszycia na końcach długich i szerokich rękawów były w kolorze złotym, a do tego biało-złote Haori. Na szyi wisiał łańcuch z przyczepionymi do niego metalowymi talizmanami, które dźwięczały cichutko przy najmniejszych ruchu i odbijały najdelikatniejszy promień słońca.
Nieznajomy patrzył na młodocianych egzorcystów z zimnym spojrzeniem, aż niespodziewanie uśmiechnął się szeroko.
-Wasz kolega nie jest w najlepszym stanie. Powinniśmy się nim zająć, nie uważacie?
-Dlaczego mamy ci ufać? – spytał Koneko patrząc na niego podejrzliwie. 
-Hmm… Pomyślmy… - spojrzał w górę i przyłożył palec wskazujący do brody w geście zdziwienia – Bo wam pomogłem, uratowałem przed śmiercią i chcę wam pomóc? – blondyn uśmiechnął się niewinnie – To jak będzie? Dacie sobie pomóc?
-Nawet nie wiemy jak się nazywasz… - zauważył słusznie Shima. Co jednak nie było najważniejszą rzeczą w tej sytuacji, jednak przybysz nieszczególnie się tym przejął i z promiennym uśmiechem odpowiedział:
-Ah! No tak! Gdzie moje maniery? – zaśmiał się – Nazywam się Amikiri. Miło mi poznać! – zaśmiał się, ponownie obdarowawszy egzorcystów ciepłym uśmiechem i wystawił przed siebie dłoń.
-Ja jestem Shima Renzou, – różowo włosy odwzajemnił gest – a to Konekomaru Miwa – wskazał na okularnika – Miło nam poznać…
-Tak… - Miwa rzucił nowo-poznanemu mężczyźnie kolejne podejrzliwe spojrzenie – To imię… jest jakieś dziwne…
-Wiesz, Konekomaru też jest dziwnym imieniem – zaśmiał się Amikiri
-Ej! Ja nie o tym mówię! To imię brzmi po prostu znajomo. Jakoś tak… dziwnie… Jestem pewien, że gdzieś je słyszałem…
-Możliwe. – Amikiri wciąż się uśmiechał
-Tylko gdzie? – Koneko dalej się głowił, a jego bojący się robaków przyjaciel, przyglądał mu się z uwagą godną słuchacza na konferencji naukowej. No... może nie przesadzajmy. – Amikiri… kiri… To co zrobiłeś…- mruczał pod nosem okularnik  przeciąłeś ich… Zaraz! Ty… jesteś demonem?!
-Co?! – wykrzyknął Shima
-Brawo! – Ami klasnął w dłonie – Bystry z ciebie chłopak! Ale medalu nie dostaniesz.
-Zaraz! Chwila! Koneko! On demonem?! Czemu więc nam pomogłeś?! – Renzou zwrócił się do blondyna.
-A czy każdy demon musi być zły? Na dodatek przyznam, że… czasami się zastanawiam, czy naprawdę jestem demonem.
-Koneko!
-Amikiri… Według niektórych opisów jest krzyżówką ptaka, homara i węża. Wywodzi się z głębin morskich. Może jednakże, według tradycyjnych wierzeń, „płynąć” również przez powietrze. Przypisuje się im przecinanie sieci: tych rybackich i nie tylko.
-Łał! Prawie idealna formułka! – zaśmiał się Amikiri
-Prawie?
-Tak „prawie”. Naturą takiego demona jest „przecinanie”, że tak to ująłeś. Potrafię przeciąć wszystko. Posiadam również inne zdolności. Na dodatek wierzenia ludowe trochę naciągają prawdę. W sumie, to praktycznie tylko imię i „zdolność” jest zgodna z tą formułką. Nie lubię jednak rozwodzić się nad swoją osobę, historią i umiejętnościami. Dlatego pozwól, ale resztę przemilczę. Powiem tylko, że legendy nie są prawdziwe, ale każda z nich ma w sobie ziarnko prawdy. A czasem nawet trochę więcej niż ziarnko. Ludzie boją się rzeczy, których nie znają lub nie rozumieją. A co za tym idzie widzą je strasznymi i tak je opisują. – zrobił lekko smutną minę, po czym szybko zastąpił ją na powrót uśmiechem – To jak? Dacie sobie pomóc?
-Demonowi?!
-Czy to ważne kim jestem, skoro chce wam pomóc? Gdybyście mieli spaść z urwiska, a jakiś człowiek o przerażającym wyglądzie podałby wam dłoń, chwycilibyście ją? Zapewne tak, prawda?
-To co innego!
-To to samo! – 20-latek pierwszy raz podniósł głos. Ale nie wydawał się być zły. Co najwyżej lekko zniecierpliwiony. – Chwycilibyście tę rękę?
-Koneko… myślę, że nie mamy wyboru. W tym stanie Bon może się wykrwawić. A gdyby ten człowiek chciał nas zabić, już by to zrobił.
-Ale Shima!
-Koneko… naprawdę…
-Uhh… No dobra… Niech będzie… Ale nie myśl, że ci zaufam! – wykrzyknął w stronę demona, który uśmiechał się ciepło.
-Ależ oczywiście!
Blondyn podszedł do rannego i zaczął oglądać jego rany. Ostatecznie doszedł do wniosku, że trzeba Bon’a stąd zabrać w trybie natychmiastowym. Koneko i Shima już chcieli pomóc, ale demon wziął głęboki oddech i jego ciało spowiła złota mgła. Kiedy się rozwiała, przed egzorcystami pojawił się biały wąż o dwukolorowych oczach. Mogli śmiało stwierdzić, że to Amikiri stał przed nimi w swojej demonicznej formie. Wąż nie czekając na reakcję chłopców, umieścił ogonem Ryuujiego na swoim grzebiecie i począł kierować się w stronę Akademików. Spanikowani i zdezorientowani młodzieńcy pobiegli za nim. Problem w tym, że ciężko było im dotrzymać demonowi tempa. A tym bardziej w ich stanie. W końcu Amikiri zlitował się nad chłopcami i umiejscowił, podobnie jak Bon’a, na swoim grzbiecie. Teraz Shima i Koneko byli przerażeni. Woleli jednak nie podpadać bestii, więc siedzieli cicho, spoglądając tylko niepewnie i z dozą nieufności na łeb węża. Ten natomiast nie przejmując się zachowaniem pasażerów parł naprzód.
Po kilku minutach Amikiri wraz z Renzou i Koneko już trochę spokojniejszymi, a także wciąż nieprzytomnym Bon’em, dotarł pod gabinet Shury. Czyli na drugi koniec budynku. Chłopcy zsunęli się z jego cielska i to samo zrobili z nieprzytomnym przyjacielem.
-Tu was zostawię. Nie chcę mieć więcej kłopotów, a wątpię by którykolwiek z konserwatywnych egzorcystów zrozumiał sytuację. W najlepszym wypadku nie pozwoliliby mi odejść, a na to nie mogę sobie pozwolić – powiedział poważnym tonem wąż – Żegnajcie. Mam nadzieję, że następnym razem spotkamy się w bardziej sprzyjających warunkach.
-Tak… Wybacz, że zachowywaliśmy się na początku dość nieprzyjemnie i oceniliśmy cię z perspektywy twojego pochodzenia.
-Nie ma sprawy.
-Ej, Koneko ty też coś powiedz.
-Dzięki za uratowanie Bon’a. – mruknął wciąż niepewny Miwa
W odpowiedzi na to, wąż zmienił się z powrotem w swoją ludzka postać i posłał im ciepły uśmiech. Wtedy klamka od drzwi, przy których stali, poruszyła się. W drzwiach stanęła Shura. Chłopcy rozglądnęli się za demonem, ale Amikiri… już zniknął. Kirigakure zrobiła zdziwioną minę, ale widząc stan Ryuujiego szybko zaprosiła ich do środka.
Już po krótkim czasie wszyscy chłopcy zostali odpowiednio opatrzeni. Nawet najmniejsze zadrapania dostały swój własny plasterek, albo kilkanaście warstw bandażu. Czyli o jakąś połowę za dużo. Kobieta westchnęła i skrzyżowała ręce pod piersiami, jeszcze bardziej ukazując swoje atuty. Zrobiła z ust dziubek i posłała młodym wyczekujące spojrzenie.
-Więc? – spytała ponaglająco – Powiecie mi co się stało?
-Zostaliśmy zaatakowani… - odezwał się Miwa.
-Było kiepsko, ale udało nam się uciec. – wtrącił jego kumpel – Nie wygralibyśmy, a Bon silnie potrzebował opieki medycznej.
-Co z demonami?
-W pewnym momencie przestały nas gonić. Ktoś się ich pozbył.
-Gdzie to było?
-Dość daleko stąd, prawie na drugim końcu budynku akademickiego. Zaraz po tym jak wyszliśmy z „zebrania”. Pewnie są tam wciąż ślady walki.
-Rzeczywiście daleko.
-Tak…
-Jak wam się udało tak szybko tu dostać?
-Sami nie wiemy. Po prostu biegliśmy. Gabinet lekarski jest jeszcze dalej, więc…
-Rozumiem. Odpocznijcie, a ja tymczasem skontaktuję się z dyrektorem. Postaram się wrócić jak najszybciej. Na pokój są założone bariery i nic wam nie grozi dopóki zostaniecie wewnątrz, więc nigdzie stąd nie wychodźcie. Nawiasem mówiąc, macie szczęście, że byłam w środku. Obecnie trwa stan zagrożenia, więc każdy otrzymał inne zadania i bynajmniej nie należy do nich siedzenie a gabinecie.
-Hehe… Jakoś tak… wyszło. – zaśmiał się Shima, drapiąc się nerwowo po karku – Przepraszamy za kłopot.
-Tsa… Ale nie ma nic za darmo! W zamian za to, że oderwałam się od pracy kupicie mi mój ulubiony napój alkoholowy! Tehe~! – kobieta uśmiechnęła się złośliwie i wystawiła język. Szybko opuściła pomieszczenie i ruszyła w swoją stronę.
-Mam dość! – załamał się Renzou – Czemu teraz tak nagle zaczęli nas atakować?! I to tak oficjalnie! No wiesz Koneko… w sensie, że w Akademii! No i jeszcze w takich ilościach! Co to?! Jakaś wojna, czy jak?!
Zirytowany i nie do końca ogarnięty maruder podszedł o ściany i zaczął rytmicznie uderzać w nią głową. Niestety… nie przewidział chyba, że ściana jest aż tak twarda i może sobie dziecko zrobić kuku. W efekcie końcowym chłopak kucał pod ścianą, trzymając się za głowę i jęczał z powodu nabitego sobie guza na środku czoła.
Miwa patrzył na niego z politowaniem i co raz wzdychał. Wiedział, że teraz się z kolegą raczej nie dogada, a nieprzytomny Ryuuji również mu rozrywki rozmową nie zapewni. Toteż postanowił trochę pomyszkować po gabinecie panny Kirigakure. Zaczął od biurka. W końcu to tam zazwyczaj są najważniejsze dokumenty, do których się często zagląda.
Na blacie był niemiłosierny bałagan. Ale po chwili Koneko zdał sobie sprawę, że to tylko pozory. Zapewne mające zniechęcić niechcianych gości do przeglądania owych dokumentów. Okularnik jednak słynął z tego, że nie zniechęcał się zbyt prędko. Jak inaczej mógłby wytrzymać od dziecka z takim uparciuchem jak Bon oraz niereformowanym podrywaczem dziewczyn należącym do rodu Shima? Tak... z całą pewnością nie można było go określić mianem niecierpliwego lub szybko zniechęcającego się. Wręcz przeciwnie – zaciekawiło go to jeszcze bardziej. Co prawda na samym blacie nie znalazł niczego co mogłoby zwrócić jego uwagę, ale kiedy zaczął przeglądać szuflady… jego oczom rzucił się plik dokumentów dotyczący sprawy zniknięcia Rina i całej tamtejszej misji. Jak się okazało Shura prowadziła to śledztwo. Albo na czyjś rozkaz, albo z samej siebie. Choć Konekomaru przypuszczał, że zapewne nic nie powiedziano o tym ludziom z Watykanu.
Co ważniejsze, z zapisków i informacji tam zawartych wynikało, że rzeczywiście nie znaleziono ciała. Istniała nawet możliwość, że była to pułapka zastawiona przez demony, by porwać Rin’a do Gehenny. Shura nawet przypuszczała, że mogła to być robota ludzi z Watykanu, którzy chcieli pozbyć się Rina. A teraz tylko pokazywali pozory. Spisanych było wiele różnych wersji i ostatni z rodu Miwa już nie wiedział komu można ufać. Zdawał sobie jednak sprawę, że ekscentryczna pani profesor jest po ich stronie. I co ważniejsze w tej sprawie, po stronie Rina. Bo to od niego w sumie się zaczęło. A raczej od jego „śmierci”.
Koneko kontynuował przeglądanie papierków ich nauczycielki, a tymczasem Bon zaczął się budzić. Kiedy otworzył oczy zdenerwował się nieco. Po pierwsze: nie wiedział gdzie był, po drugie: pamiętał, że walczyli i byli na przegranej pozycji, po trzecie: dziwne jęki dochodzące z boku i brak Shimy i Koneko. Chłopak z niepokojem obrócił głowę w stronę dziwnych dźwięków. Jednak od razu poczuł ból głowy. Nie przejął się tym, gdyż bardziej zainteresował się osobą wydającą jęki, czyli Renzou. Szybko również dotarło do niego, że są w czymś na wzór gabinetu. „Czyżby demon nas porwał?” – pomyślał w pierwszej chwili. Jednak swobodnie zachowujący się Miwa przeczył temu stwierdzeniu.
-Co do… Gdzie jesteśmy? – postanowił w końcu się odezwać i uzyskać odpowiedzi na dręczące go pytania.
-Bon! Obudziłeś się! To dobrze… – odetchnął łysy chłopak – Jesteśmy u pani Shury.
-Co z tamtymi demonami?
-Yyy… cóż… długa historia… Shima! Przestań w końcu jęczeć! – niski chłopak szybko zmienił temat.
-Kiedy ja mam dość! – chłopak cierpiacy na helminotofobię* przeciągnął z jękiem samogłoski w ostatnim wyrazie – O! Bon! Obudziłeś się!
-Cóż za refleks… – zironizował chłopak z fryzurą kurczaka na głowie, na co Renzou tylko prychnął
-Odezwał się…
-Do czego to niby było? – warknął rozeźlony Suguro. Tak jakby ten okropny ból głowy nie był wystarczają męczący, to jeszcze jego hałaśliwy przyjaciel musiał się czepiać.
-Ojej… Czyżbyś zbyt mocno oberwał? Nie pamiętasz jak cię dziewczyna rzuciła? Jak ona miała na imię? Ah!
Najmłodszy z rodu Shima już chciał kontynuować, kiedy jego mało cierpliwy kumpel rzucił się na niego i zasłaniając usta, przewrócił na ziemię. Chłopak uderzył mocno plecami o podłogę, a siedzący na nim Bon lekki nie był. Zaczęli się szamotać. Nie trwało to jednak zbyt długo, bo przerwał im wybuch dochodzący zza drzwi. Ryuuji szybko ruszył w ich stronę z zamiarem opuszczenia gabinetu. Jednak przeszkodził mu okularnik, który stanął mu na drodze.
-Pani Shura kazała nam nie wychodzić! Tu jesteśmy bezpieczni, bo są bariery! A ty wciąż nie jesteś w najlepszej formie!
-Bzdura! – oburzył się niecierpliwy chłopak o dwukolorowych włosach – Czuję się bardzo dobrze! A te bariery to lipa! Dookoła akademii też były i co?! Shima trafił do szpitala, a teraz mamy demoniczną plagę!
-Nie pozwolę ci! Jeśli jest tam silny demon, to nie poradzimy sobie sami! A tym bardziej w tym stanie! No a jak będą tam inni to my będziemy tylko balastem!
Ostatnie zdanie podziałało na niego jak płachta na byka. Siłą „przesunął” swojego niewysokiego kolegę i wyszedł na zewnątrz. Pozostała dwójka popatrzyła po sobie i wybiegła za nim, przy okazji jakby chórkiem mruknęli „Od kiedy zniknął Rin, nerwowy się zrobił”. Na zewnątrz zastał ich dość szokujący widok. Wszystkich. Przed nimi było wręcz czarno od demonów. I to wcale nie jakichś podrzędnych i słabych. Paru egzorcystów ledwo się trzymało na nogach. Nawet sam dyrektor się włączył i machał tą swoją parasolką gadając po niemiecku. Niestety… jasne było dla obu stron, że świeżo upieczeni pogromcy demonów byli słabym ogniwem. Toteż demony rzuciły się głównie na nich. Rzecz w tym, że „święta trójca” nie była jedynymi początkującymi egzorcystami tam obecnymi. Kawałek dalej pojawiły się Kamiki i Shiemi. I to one zostały obrane za cel. A przecież powszechnie wiadomo, że niełatwo jest kogoś chronić oraz jednocześnie walczyć tak, by i samemu nie zginąć. A demonów jakby przybywało. Jeden nawet zbytnio zbliżył się do Mephista, a ten… najzwyczajniej w świecie sobie zniknął. Zabrzmiał zbiorowy jęk, a atakujący… no już utrzymywali sporą przewagę.
Nowoprzybyła trójka chłopców również się włączyła, ale niewiele mogli zdziałać. I kiedy posłaniec z Gehenny miał uciąć głowę Bonowi, ten rozpadł się na kawałeczki jakby go na sushi pocięto. Oczom egzorcystów ukazał się młody chłopak, który był już znany „świętej trójcy” – Amikiri. A dokładniej mowiąc raczej tylko dwójce z nich. Jego ubranie zaszeleściło kiedy obrócił się by jednym cięciem pozbyć się kolejnych natrętów. Shura zrobiła z ust dziubek i mruknęła pod nosem cichy odgłos zdziwienia.
-Demon? – spytała niby sama siebie.
Dwaj chłopcy spojrzeli po sobie, ale nic nie powiedzieli. Walka trwała dalej Walka powoli zaczynała wyglądać na bardziej sprawiedliwą, chociaż wielu spoglądało na pomagającego im demona podejrzliwie. Mimo to nadzieja wróciła. Razem z resztkami odwagi i determinacji. Bon skoczył do przodu, zupełnie wyłączając racjonalne myślenie i wywijając K'rikiem**, śpiewając przy tym sutry. Jego przyjaciele ruszyli jego śladem, skupiając się jednak głównie na ochronie pleców kumpla, który wydawał się nie do końca zdawać sprawę z zagrożenia. Albo najzwyczajniej w świecie je ignorując.  
Wtem pojawił się kolejny i znacznie większy przeciwnik. Wyglądał jak skrzyżowanie sokoła i jakiegoś dziwnego kotowatego zwierzęcia. Z zagiętego dzioba zwisał długi jęzor, a ciało pokryte było kolcami i piórami. Które nawiasem mówiąc ociekały dziwną, kleistą substancją o niezidentyfikowanym kolorze. Miał 4 łapy zakończone długimi i ostrymi szponami. Czerwone ślepa wpatrywały się w ludzi przed nim. Zawył głośno, przez co egzorcyści i Amikiri skulili się z bólu głowy oraz uszu. Jego pojawienie się już całkowicie przeważyło szalę. Strony starły się ze sobą. Jednak nie mogli nawet tknąć wielkiej bestii. Wszyscy powoli tracili wiarę w wygraną. Nikt nie przypuszczał, że mogą być tak nieprzygotowani. Wróg właśnie pozbawił Kirigakurę broni i posłał ją spory kawałek dalej.
Kobieta nie mogła się podnieść. Bestia wymierzyła w nią swoją łapą. Shura zamknęła oczy, ale atak nie nadszedł. Czuła natomiast jak na twarz spadają jej krople krwi. Ewidentnie nie należącej do niej. Uniosła ponownie powieki i ujrzała demona, który im pomagał. Od początku jego pojawienia nie wiedziała czemu to robi i czy naprawdę jest po ich stronie, ale wtedy nie było to ważne. Ale teraz? Dlaczego u licha?! 
Wielki stwór wyszarpnął łapsko z ciała blondyna, powodując u niego kolejną falę bólu. Ten upadł na ziemię, a krew wypływała z niego w zastraszająco szybki tempie. Przegrywali. I świadomość tego była bardziej przygniatająca niż kiedykolwiek wcześniej.
Nagle dość spora ilość demonów ryknęła i rozpadła się w pył. Kilka kolejnych odleciało w wyniku solidnego ciosu. Oczom wszystkich ukazał się osobnik odziany w długi czarny płaszcz, który skutecznie maskował możliwość poznania płci. O normalnym wyglądzie nie wspominając. Nie widzieli twarzy przybysza. Została przysłonięta przez prostą białą maskę z wyciętymi dziurami na oczy, a w miejscu ust znajdowała się prosta kreska. Po lewej stronie, jakby na policzku był namalowany czarny symbol płomienia. Zaraz obok niego zadrżała ziemia i jakby zaczęła się skręcać i wyciągać do góry. Po chwili gleba zaczęła nabierać kształtów ludzkich. Jednak nieznajomy nawet się tym nie przejął. Osobnik który wyłonił się z podłoża również był odziany w długi płaszcz i miał podobną maskę na twarzy. Różniła się ona tylko symbolem, który w tym przypadku wyglądał jak trzy trójkąty ułożone na sobie tworząc coś w rodzaju piramidy. Druga z postaci zachichotała i dało się słyszeć kobiecy głos.
-Czas na zabawę co nie?
Nie czekając na odpowiedź dziewczyna ruszyła na demony. Pozbywała się kolejnych zwykłymi ciosami. Nim ktokolwiek zdążył mrugnąć walczyła z pseudo krzyżówką sokoła. Robiła płynne, doskonałe, aczkolwiek drapieżne uniki. Teraz w jej atakach przeważała formowana przez nią na wszelkie sposoby ziemia. Nieznajoma męczyła się z nim jeszcze przez kilka minut, aż w końcu powaliła demona. Wylądowała gładko na ziemi znowu chichocząc.
-Hihi… A miałam nadzieję, że wytrzyma dłużej. Co u ciebie? – zwróciła się do towarzysza
Drugi z osobników przyodzianych w płaszcz klęczał przy rannym demonie o dwukolorowych oczach, który stanął w obronie Akademii i egzorcystów. Ten chciał się podnieść, jednak ponownie został popchnięty na podłogę. Pozostało już ledwo kilka przeciwników, które zaczęły się wycofywać. Szybko zostały jednak unieszkodliwione. Amikiri powoli odpływał. Osobnik z płomieniem na masce starał się mu pomóc, ale niewiele mógł zdziałać. Obok niego pojawiła się Shiemi, która zaoferowała pomoc. Szybko zrobiła przywołanie i starała się zatamować krwawienie. Shura, która już w miarę doszła do siebie również pomagała. W końcu jakoś doprowadzili chłopaka do stanu, który nie zagrażałby jego życia. Blondyn jednak oddychał ciężko.
-Przepraszam, że tak niewiele zdziałałem. – wychrypiał, patrząc na osobnika w płaszczu. – Tetsu… – popatrzył na kobietę, który władała ziemią – Skąd wiedzieliście? Jak się tu…?
-Pytaj jego. – zachichotała i machnęła ręką w kierunku towarzysza.
Wszyscy jak jeden mąż skierowali spojrzenia na drugiego osobnika w płaszczu. Teraz przynajmniej wiedzieli jakiej był płci. Chłopak mruknął coś niewyraźnie. A że Amikiri patrzył na niego niezrozumiale, wziął głęboki oddech i ponownie się odezwał. Starając się mówić jak najciszej.
-Dostaliśmy się tu normalnie. Skąd wiedzieliśmy? Cóż… powiedzmy, że starałem się wszystko widzieć. Rzecz w tym, że przybycie tu trochę nam zajęło. – maska którą nosił zniekształcała dziwnie głos
-Więc to wy niszczyliście te pojedyncze demony? – wtrąciła się Shura
Zapadła chwilowa cisza, którą przerwał zamaskowany mężczyzna. Choć jego głos brzmiał jakby bardzo niechętnie wyjawiał jakiekolwiek informacje. Wciąż jednak był zniekształcony.
-W większości zajmował się nimi Amikiri – blondyn pokiwał głową – Ale część została wyeliminowana przeze mnie bądź w wyniku moich działań. Możesz wstać?
Ostatnie zdanie skierował w stronę rannego. Ten spróbował się podnieść, ale szybko poczuł ból i był zmuszony ponownie się położyć. Jego złociste włosy ubrudzone były krwią i brudem, ale i tak wydawały się mienić. 
-Kim jesteście? – drążyła Kirigakure
-Osobami, które wam pomogły. Z nieważnych dla was powodów. – odpowiedział wymijająco zamaskowany mężczyzna. 
-Więc w jakim celu nam pomagacie?
-Już powiedziałem. Nie musicie wiedzieć.
-Co nie znaczy, że nie chcemy. – Shura uparcie wpatrywała się w mężczyznę
-A „dziękuję” to gdzie? – prychnął
-Dziękujemy, że nam pomogliście. A teraz byłabym wdzięczna gdybyście odpowiedzieli na pytania.
-Darowanemu koniowi nie patrzy się w zęby! – sarknął „płomień”
Bon drgnął dziwnie i zapadła oczekująca na odpowiedź cisza. Nikt jednak jej nie przerwał. Mężczyzna chwycił Amikiri i usadził go sobie na plecach. Powolnym krokiem skierował się do kobiety nazwanej Tetsu.
-Idziemy… - powiedział
-Już wracamy?! Tak szybko?! – zajęczała – nudny jesteś…
Chłopak nic nie powiedział, tylko jakby poruszył się niespokojnie, kiedy Suguro uparcie wpatrywał się w jego maskę, jakby starając się coś dostrzec.
-Czekaj… Ty… Kim ty u licha jesteś?! Skądś cię znam…
Mężczyzna obrócił się gwałtownie w jego stronę. Nastała chwila pełna napięcia. Obaj wpatrywali się w siebie, a pozostali patrzyli raz na jednego, raz na drugiego. Ryuuji z niewiadomych powodów wyglądał na coraz bardziej wkurzonego. I chyba wszyscy zdawali się czuć jakby ten miał się rzucić na jednego z ich wybawców.

*helminotofobia - lęk przed robakami
**K'rik - broń używana przez mnichów w czasie walki lub modlitwy, używana również przez egzorcystów z serii Ao no Exorcist do walki z demonami





4 komentarze:

  1. Nominowałam cię do L.M.A., szczegóły na
    http://leviandhissecondchance.blogspot.com/2016/03/liebster-blog-award.html
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A, przy okazji tę obrazki są cudne <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Witajcie człecy! Jeuś ja praktycznie chyba nigdy nie znajdę bloga który jest pisany i go skomętuje (że ten tego... No rozdziału będą) obrazki jak ma poprzedniczka napisała cudne tak samo jak cudny rozdział! ^^ no to co jeszcze??.... Bay bay!

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    kurcze tyle lat minęło a ja wciąż tutaj zagladam w nadzieji... opowiadanie jest fantastyczne i naprawdę liczę na kontynuację...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Monika

    OdpowiedzUsuń