Hej! Tak, oto kolejny rozdział.
Tak, udało mi się go poprawić na czas. Nie, czasu mam niestety bardzo mało, co
wiąże się z długą historią, której raczej nikt ich tak nie chciał by czytać.
Nie gwarantuję jednak, że nie będzie żadnych błędów, chociaż bardzo się
starałam wszystkie wyłapać i poprawić.
Przy okazji dziękuję Desu-chan,
za tą pouczającą dyskusję, która naprawdę dużo mi dała oraz zrozumienie, kiedy
starałam się wytłumaczyć niektóre rzeczy. No i oczywiście za zwrócenie uwagi na
te mniej i bardziej poważne błędy. Naprawdę to doceniam.
Witam również kolejnego
nieszczęśnika, który wpadł w demoniczną pułapkę zastawioną na blogu przez
egzorcystów i mam nadzieję, że Dawido zostanie z nami na dłużej.
A teraz nie przedłużając,
zapraszam wszystkich do czytania i liczę na szczere opinie.
ROZDZIAŁ TRZECI
Przez najbliższe dni Konekomaru
i Suguro chodzili praktycznie wszędzie za Shimą. Sytuacja w zakonie była
napięta, a coraz częstsze pojawianie się demonów w okolicy pogarszało tylko
sytuację. Większość zajęć została odwołana, oczywiście pod mniej surrealistycznym
pretekstem, a uczniom, głównie młodym egzorcystom, zakazano opuszczać akademiki
samemu i bez zgody oraz wiedzy nauczyciela. Tych nieświadomych wystarczyło
tylko trochę postraszyć, by mieć pewność, że nigdzie się nie wybiorą, ale
egzorcyści to inna para kaloszy. Złym znakiem było to, że nawet sam Mephisto
zaczął się niepokoić. Co oczywiście nie mogło wyciec poza wtajemniczoną grupę
osób. Kiedy jako jedyny wyczuwał niektóre demony i gdy już chciał działać, ktoś
lub coś go uprzedzało. Przeszło mu nawet przez myśl, że może ktoś nad nimi
czuwa i ich chroni. Bo jakie inne mogłoby być wyjaśnienie?
Ale ta myśl była równie
niepokojąca, co pocieszająca. Dlaczego? Bo nie wiedział o tym niczego i nie
mógł odpowiednio manewrować ową sytuacją. A tego Pan Pheles nie cierpiał. Na
dodatek musiał cały czas siedzieć w gabinecie, albo ktoś go obserwował. Taki
sam dzień był i tym razem. A ponowne przybycie ludzi z Watykanu dodatkowo
komplikowało sprawę. „Śledczy” postanowili w końcu przesłuchać Renzou, co z
wiadomych powodów nie było wcześniej możliwe. Jednakże reszta rodziny Shima i
jego przyjaciele nie chcieli go puścić samemu i przez cały czas towarzyszył mu
wianuszek podejrzliwych osób, rzucających złowrogie spojrzenia na każdego.
Chociaż to ostatnie to głównie Bon.
Znajdowali się właśnie w
gabinecie Shury. Wielu sądziło, iż atak na chłopaka pokazuje tylko, że ktoś
uważał, iż Shima coś ukrywał i mógłby to powiedzieć. W końcu jednak, egzorcyści
nie dowiedzieli się niczego nowego. Renzou został odprawiony, a wysłannicy Watykanu
wrócili do siebie.
I właśnie ten dzień wybrały
sobie demony, na wtargnięcie do budynku z wielkim hukiem. Wszyscy egzorcyści, z
exwire włącznie, otrzymali zadania. Jednak ciężko było odpowiednio je
wypełniać, gdy ni z tego, ni z owego wyskakiwała ci nagle przed nosem spora
grupka demonów. I bynajmniej nie miała zamiaru grać w łapki. W takiej właśnie
sytuacji znaleźli się Shima, Bon i Koneko. Cała trójka szybko dorobiła się
poważnych ran, a udało im się pokonać tylko jednego demona. Pozostało więc „zaledwie”
kilkanaście. Oczywiście adrenalina robiła swoje i panowie jakoś się trzymali.
Ale najwyraźniej obie strony zdawały sobie sprawę, że ta sytuacja, gdzie
chłopcy stawiali opór, nie potrwa już długo.
Kiedy jeden z wysłanników piekła
poważnie zranił Bona i pozbawił młodego Renzou jego broni, chłopcy wiedzieli,
że ich sytuacja jest gorsza niż myśleli. Koneko pobiegł do Ryuujiego, który
stracił przytomność, a różowy mnich zaczął wywijać przed demonami kawałkiem
drewna. Szybko jednak został go pozbawiony, a chłopcy pozostali bez broni.
Wycofali się pod ścianę. Koneko spróbował ponownie użyć wersów z Biblii,
jednak… wiadome było, że te kilka sekund nie wystarczy na wyśpiewanie
egzorcyzmu.
Demony otoczyły ich i
zaatakowały. I wtedy coś błysnęło przed nimi jasnym, biało-złotym światłem.
Przed obiema stronami zafalował materiał białej szaty. Młodzi egzorcyści
patrzyli na to z przestrachem myśląc, że pojawił się kolejny przeciwnik. Z
kolei wrogie istoty odsunęły się zaskoczone, ale z racji, że nie były jakoś szczególnie
inteligentne, nim ktokolwiek zdążył choćby przyjrzeć się przybyszowi szybko
zaatakowały ponownie z głośnym rykiem. I to był błąd. Nieznajomy osobnik ze
sporą prędkością zamachnął się, a przedstawiciele Gehenny znajdujący się
najbliżej zostali przecięci na pół. A raczej na pół, tylko na pierwszy rzut
oka. Ułamek sekundy później ciała owych demonów walały się w małych kawałkach
po podłodze niczym poszatkowane.
-N…niesamowite… jednym cięciem…
na tyle kawałku… - wszeptał zszokowany Shima
Nowoprzybyły wykonał jeszcze
parę ruchów, a po bestiach nie było już ani śladu. No… oczywiście oprócz tych
kawałeczków zepsutego i cuchnącego siarką „mięsa” na ziemii. Ale to można
pominąć. W końcu kogo one obchodzą w takiej sytuacji?
-Kto…
Miwa patrzył na to wszystko z przerażoną
miną. Jakby nie patrzeć, nie wiedzieli po czyjej stronie ten ktoś stał.
Możliwe, że pomógł im by wyciągnąć od nich informacje, a później samemu zabić.
W tym momencie przybysz wyprostował się i odwrócił w ich stronę. Przed oczami
głupców stał blondyn, a raczej złotowłosy, młody mężczyzna o dwukolorowych
oczach i anielskiej twarzy. Lewa tęczówka spoglądała na nich kolorem soczyście
zielonym, a prawa była niczym bezchmurne niebo o bezkresnej głębi morskiej.
Mógł mieć najwyżej 20 lat. Lekko opalona cera i obojętna mina nadawały mu
uroku. A i włosy wcale krótkie nie były. Sięgały mu do połowy szyi, a niesforne
kosmyki opadały na czoło i na oczy. Nosił ozdobne, męskie kimono. Choć raczej
ciężko byłoby to tak nazwać. Ubranie jakie miał na sobie wyglądało bardziej,
jakby blondyn właśnie wyszedł ze świątyni shintoistycznej czy czegoś podobnego.
No, może było trochę bardziej urozmaicone. Ozdobne obszycia na końcach długich
i szerokich rękawów były w kolorze złotym, a do tego biało-złote Haori. Na szyi
wisiał łańcuch z przyczepionymi do niego metalowymi talizmanami, które
dźwięczały cichutko przy najmniejszych ruchu i odbijały najdelikatniejszy
promień słońca.
Nieznajomy patrzył na
młodocianych egzorcystów z zimnym spojrzeniem, aż niespodziewanie uśmiechnął
się szeroko.
-Wasz kolega nie jest w
najlepszym stanie. Powinniśmy się nim zająć, nie uważacie?
-Dlaczego mamy ci ufać? – spytał
Koneko patrząc na niego podejrzliwie.
-Hmm… Pomyślmy… - spojrzał w
górę i przyłożył palec wskazujący do brody w geście zdziwienia – Bo wam
pomogłem, uratowałem przed śmiercią i chcę wam pomóc? – blondyn uśmiechnął się
niewinnie – To jak będzie? Dacie sobie pomóc?
-Nawet nie wiemy jak się
nazywasz… - zauważył słusznie Shima. Co jednak nie było najważniejszą rzeczą w
tej sytuacji, jednak przybysz nieszczególnie się tym przejął i z promiennym
uśmiechem odpowiedział:
-Ah! No tak! Gdzie moje maniery?
– zaśmiał się – Nazywam się Amikiri. Miło mi poznać! – zaśmiał się, ponownie
obdarowawszy egzorcystów ciepłym uśmiechem i wystawił przed siebie dłoń.
-Ja jestem Shima Renzou, –
różowo włosy odwzajemnił gest – a to Konekomaru Miwa – wskazał na okularnika –
Miło nam poznać…
-Tak… - Miwa rzucił
nowo-poznanemu mężczyźnie kolejne podejrzliwe spojrzenie – To imię… jest jakieś
dziwne…
-Wiesz, Konekomaru też jest
dziwnym imieniem – zaśmiał się Amikiri
-Ej! Ja nie o tym mówię! To imię
brzmi po prostu znajomo. Jakoś tak… dziwnie… Jestem pewien, że gdzieś je
słyszałem…
-Możliwe. – Amikiri wciąż się
uśmiechał
-Tylko gdzie? – Koneko dalej się
głowił, a jego bojący się robaków przyjaciel, przyglądał mu się z uwagą godną
słuchacza na konferencji naukowej. No... może nie przesadzajmy. – Amikiri…
kiri… To co zrobiłeś…- mruczał pod nosem okularnik – przeciąłeś ich… Zaraz! Ty… jesteś demonem?!
-Co?! – wykrzyknął Shima
-Brawo! – Ami klasnął w dłonie –
Bystry z ciebie chłopak! Ale medalu nie dostaniesz.
-Zaraz! Chwila! Koneko! On
demonem?! Czemu więc nam pomogłeś?! –
Renzou zwrócił się do blondyna.
-A czy każdy demon musi być zły?
Na dodatek przyznam, że… czasami się zastanawiam, czy naprawdę jestem demonem.
-Koneko!
-Amikiri… Według niektórych
opisów jest krzyżówką ptaka, homara i węża. Wywodzi się z głębin morskich. Może
jednakże, według tradycyjnych wierzeń, „płynąć” również przez powietrze.
Przypisuje się im przecinanie sieci: tych rybackich i nie tylko.
-Łał! Prawie idealna formułka! –
zaśmiał się Amikiri
-Prawie?
-Tak „prawie”. Naturą takiego
demona jest „przecinanie”, że tak to ująłeś. Potrafię przeciąć wszystko.
Posiadam również inne zdolności. Na dodatek wierzenia ludowe trochę naciągają
prawdę. W sumie, to praktycznie tylko imię i „zdolność” jest zgodna z tą formułką.
Nie lubię jednak rozwodzić się nad swoją osobę, historią i umiejętnościami.
Dlatego pozwól, ale resztę przemilczę. Powiem tylko, że legendy nie są
prawdziwe, ale każda z nich ma w sobie ziarnko prawdy. A czasem nawet trochę
więcej niż ziarnko. Ludzie boją się rzeczy, których nie znają lub nie
rozumieją. A co za tym idzie widzą je strasznymi i tak je opisują. – zrobił
lekko smutną minę, po czym szybko zastąpił ją na powrót uśmiechem – To jak?
Dacie sobie pomóc?
-Demonowi?!
-Czy to ważne kim jestem, skoro
chce wam pomóc? Gdybyście mieli spaść z urwiska, a jakiś człowiek o
przerażającym wyglądzie podałby wam dłoń, chwycilibyście ją? Zapewne tak,
prawda?
-To co innego!
-To to samo! – 20-latek pierwszy
raz podniósł głos. Ale nie wydawał się być zły. Co najwyżej lekko
zniecierpliwiony. – Chwycilibyście tę rękę?
-Koneko… myślę, że nie mamy
wyboru. W tym stanie Bon może się wykrwawić. A gdyby ten człowiek chciał nas
zabić, już by to zrobił.
-Ale Shima!
-Koneko… naprawdę…
-Uhh… No dobra… Niech będzie…
Ale nie myśl, że ci zaufam! – wykrzyknął w stronę demona, który uśmiechał się
ciepło.
-Ależ oczywiście!
Blondyn podszedł do rannego i
zaczął oglądać jego rany. Ostatecznie doszedł do wniosku, że trzeba Bon’a stąd
zabrać w trybie natychmiastowym. Koneko i Shima już chcieli pomóc, ale demon
wziął głęboki oddech i jego ciało spowiła złota mgła. Kiedy się rozwiała, przed
egzorcystami pojawił się biały wąż o dwukolorowych oczach. Mogli śmiało
stwierdzić, że to Amikiri stał przed nimi w swojej demonicznej formie. Wąż nie
czekając na reakcję chłopców, umieścił ogonem Ryuujiego na swoim grzebiecie i
począł kierować się w stronę Akademików. Spanikowani i zdezorientowani
młodzieńcy pobiegli za nim. Problem w tym, że ciężko było im dotrzymać demonowi
tempa. A tym bardziej w ich stanie. W końcu Amikiri zlitował się nad chłopcami
i umiejscowił, podobnie jak Bon’a, na swoim grzbiecie. Teraz Shima i Koneko
byli przerażeni. Woleli jednak nie podpadać bestii, więc siedzieli cicho,
spoglądając tylko niepewnie i z dozą nieufności na łeb węża. Ten natomiast nie
przejmując się zachowaniem pasażerów parł naprzód.
Po kilku minutach Amikiri wraz z
Renzou i Koneko już trochę spokojniejszymi, a także wciąż nieprzytomnym Bon’em,
dotarł pod gabinet Shury. Czyli na drugi koniec budynku. Chłopcy zsunęli się z
jego cielska i to samo zrobili z nieprzytomnym przyjacielem.
-Tu was zostawię. Nie chcę mieć
więcej kłopotów, a wątpię by którykolwiek z konserwatywnych egzorcystów
zrozumiał sytuację. W najlepszym wypadku nie pozwoliliby mi odejść, a na to nie
mogę sobie pozwolić – powiedział poważnym tonem wąż – Żegnajcie. Mam nadzieję,
że następnym razem spotkamy się w bardziej sprzyjających warunkach.
-Tak… Wybacz, że zachowywaliśmy
się na początku dość nieprzyjemnie i oceniliśmy cię z perspektywy twojego pochodzenia.
-Nie ma sprawy.
-Ej, Koneko ty też coś powiedz.
-Dzięki za uratowanie Bon’a. –
mruknął wciąż niepewny Miwa
W odpowiedzi na to, wąż zmienił
się z powrotem w swoją ludzka postać i posłał im ciepły uśmiech. Wtedy klamka
od drzwi, przy których stali, poruszyła się. W drzwiach stanęła Shura. Chłopcy
rozglądnęli się za demonem, ale Amikiri… już zniknął. Kirigakure zrobiła
zdziwioną minę, ale widząc stan Ryuujiego szybko zaprosiła ich do środka.
Już po krótkim czasie wszyscy
chłopcy zostali odpowiednio opatrzeni. Nawet najmniejsze zadrapania dostały
swój własny plasterek, albo kilkanaście warstw bandażu. Czyli o jakąś połowę za
dużo. Kobieta westchnęła i skrzyżowała ręce pod piersiami, jeszcze bardziej
ukazując swoje atuty. Zrobiła z ust dziubek i posłała młodym wyczekujące
spojrzenie.
-Więc? – spytała ponaglająco –
Powiecie mi co się stało?
-Zostaliśmy zaatakowani… - odezwał
się Miwa.
-Było kiepsko, ale udało nam się
uciec. – wtrącił jego kumpel – Nie wygralibyśmy, a Bon silnie potrzebował
opieki medycznej.
-Co z demonami?
-W pewnym momencie przestały nas
gonić. Ktoś się ich pozbył.
-Gdzie to było?
-Dość daleko stąd, prawie na
drugim końcu budynku akademickiego. Zaraz po tym jak wyszliśmy z „zebrania”.
Pewnie są tam wciąż ślady walki.
-Rzeczywiście daleko.
-Tak…
-Jak wam się udało tak szybko tu
dostać?
-Sami nie wiemy. Po prostu
biegliśmy. Gabinet lekarski jest jeszcze dalej, więc…
-Rozumiem. Odpocznijcie, a ja
tymczasem skontaktuję się z dyrektorem. Postaram się wrócić jak najszybciej. Na
pokój są założone bariery i nic wam nie grozi dopóki zostaniecie wewnątrz, więc
nigdzie stąd nie wychodźcie. Nawiasem mówiąc, macie szczęście, że byłam w
środku. Obecnie trwa stan zagrożenia, więc każdy otrzymał inne zadania i
bynajmniej nie należy do nich siedzenie a gabinecie.
-Hehe… Jakoś tak… wyszło. –
zaśmiał się Shima, drapiąc się nerwowo po karku – Przepraszamy za kłopot.
-Tsa… Ale nie ma nic za darmo! W
zamian za to, że oderwałam się od pracy kupicie mi mój ulubiony napój
alkoholowy! Tehe~! – kobieta uśmiechnęła się złośliwie i wystawiła język.
Szybko opuściła pomieszczenie i ruszyła w swoją stronę.
-Mam dość! – załamał się Renzou
– Czemu teraz tak nagle zaczęli nas atakować?! I to tak oficjalnie! No wiesz
Koneko… w sensie, że w Akademii! No i jeszcze w takich ilościach! Co to?! Jakaś
wojna, czy jak?!
Zirytowany i nie do końca
ogarnięty maruder podszedł o ściany i zaczął rytmicznie uderzać w nią głową.
Niestety… nie przewidział chyba, że ściana jest aż tak twarda i może sobie
dziecko zrobić kuku. W efekcie końcowym chłopak kucał pod ścianą, trzymając się
za głowę i jęczał z powodu nabitego sobie guza na środku czoła.
Miwa patrzył na niego z
politowaniem i co raz wzdychał. Wiedział, że teraz się z kolegą raczej nie
dogada, a nieprzytomny Ryuuji również mu rozrywki rozmową nie zapewni. Toteż
postanowił trochę pomyszkować po gabinecie panny Kirigakure. Zaczął od biurka.
W końcu to tam zazwyczaj są najważniejsze dokumenty, do których się często
zagląda.
Na blacie był niemiłosierny
bałagan. Ale po chwili Koneko zdał sobie sprawę, że to tylko pozory. Zapewne
mające zniechęcić niechcianych gości do przeglądania owych dokumentów.
Okularnik jednak słynął z tego, że nie zniechęcał się zbyt prędko. Jak inaczej
mógłby wytrzymać od dziecka z takim uparciuchem jak Bon oraz niereformowanym
podrywaczem dziewczyn należącym do rodu Shima? Tak... z całą pewnością nie
można było go określić mianem niecierpliwego lub szybko zniechęcającego się.
Wręcz przeciwnie – zaciekawiło go to jeszcze bardziej. Co prawda na samym
blacie nie znalazł niczego co mogłoby zwrócić jego uwagę, ale kiedy zaczął
przeglądać szuflady… jego oczom rzucił się plik dokumentów dotyczący sprawy
zniknięcia Rina i całej tamtejszej misji. Jak się okazało Shura prowadziła to
śledztwo. Albo na czyjś rozkaz, albo z samej siebie. Choć Konekomaru
przypuszczał, że zapewne nic nie powiedziano o tym ludziom z Watykanu.
Co ważniejsze, z zapisków i
informacji tam zawartych wynikało, że rzeczywiście nie znaleziono ciała.
Istniała nawet możliwość, że była to pułapka zastawiona przez demony, by porwać
Rin’a do Gehenny. Shura nawet przypuszczała, że mogła to być robota ludzi z
Watykanu, którzy chcieli pozbyć się Rina. A teraz tylko pokazywali pozory.
Spisanych było wiele różnych wersji i ostatni z rodu Miwa już nie wiedział komu
można ufać. Zdawał sobie jednak sprawę, że ekscentryczna pani profesor jest po
ich stronie. I co ważniejsze w tej sprawie, po stronie Rina. Bo to od niego w
sumie się zaczęło. A raczej od jego „śmierci”.
Koneko kontynuował przeglądanie
papierków ich nauczycielki, a tymczasem Bon zaczął się budzić. Kiedy otworzył
oczy zdenerwował się nieco. Po pierwsze: nie wiedział gdzie był, po drugie:
pamiętał, że walczyli i byli na przegranej pozycji, po trzecie: dziwne jęki
dochodzące z boku i brak Shimy i Koneko. Chłopak z niepokojem obrócił głowę w
stronę dziwnych dźwięków. Jednak od razu poczuł ból głowy. Nie przejął się tym,
gdyż bardziej zainteresował się osobą wydającą jęki, czyli Renzou. Szybko
również dotarło do niego, że są w czymś na wzór gabinetu. „Czyżby demon nas porwał?” – pomyślał w pierwszej chwili. Jednak
swobodnie zachowujący się Miwa przeczył temu stwierdzeniu.
-Co do… Gdzie jesteśmy? –
postanowił w końcu się odezwać i uzyskać odpowiedzi na dręczące go pytania.
-Bon! Obudziłeś się! To dobrze…
– odetchnął łysy chłopak – Jesteśmy u pani Shury.
-Co z tamtymi demonami?
-Yyy… cóż… długa historia…
Shima! Przestań w końcu jęczeć! – niski chłopak szybko zmienił temat.
-Kiedy ja mam dość! – chłopak
cierpiacy na helminotofobię* przeciągnął z jękiem samogłoski w ostatnim wyrazie
– O! Bon! Obudziłeś się!
-Cóż za refleks… – zironizował
chłopak z fryzurą kurczaka na głowie, na co Renzou tylko prychnął
-Odezwał się…
-Do czego to niby było? –
warknął rozeźlony Suguro. Tak jakby ten okropny ból głowy nie był wystarczają
męczący, to jeszcze jego hałaśliwy przyjaciel musiał się czepiać.
-Ojej… Czyżbyś zbyt mocno
oberwał? Nie pamiętasz jak cię dziewczyna rzuciła? Jak ona miała na imię? Ah!
Najmłodszy z rodu Shima już
chciał kontynuować, kiedy jego mało cierpliwy kumpel rzucił się na niego i
zasłaniając usta, przewrócił na ziemię. Chłopak uderzył mocno plecami o
podłogę, a siedzący na nim Bon lekki nie był. Zaczęli się szamotać. Nie trwało to
jednak zbyt długo, bo przerwał im wybuch dochodzący zza drzwi. Ryuuji szybko
ruszył w ich stronę z zamiarem opuszczenia gabinetu. Jednak przeszkodził mu
okularnik, który stanął mu na drodze.
-Pani Shura kazała nam nie
wychodzić! Tu jesteśmy bezpieczni, bo są bariery! A ty wciąż nie jesteś w
najlepszej formie!
-Bzdura! – oburzył się
niecierpliwy chłopak o dwukolorowych włosach – Czuję się bardzo dobrze! A te
bariery to lipa! Dookoła akademii też były i co?! Shima trafił do szpitala, a
teraz mamy demoniczną plagę!
-Nie pozwolę ci! Jeśli jest tam
silny demon, to nie poradzimy sobie sami! A tym bardziej w tym stanie! No a jak
będą tam inni to my będziemy tylko balastem!
Ostatnie zdanie podziałało na
niego jak płachta na byka. Siłą „przesunął” swojego niewysokiego kolegę i
wyszedł na zewnątrz. Pozostała dwójka popatrzyła po sobie i wybiegła za nim,
przy okazji jakby chórkiem mruknęli „Od kiedy zniknął Rin, nerwowy się zrobił”.
Na zewnątrz zastał ich dość szokujący widok. Wszystkich. Przed nimi było wręcz
czarno od demonów. I to wcale nie jakichś podrzędnych i słabych. Paru
egzorcystów ledwo się trzymało na nogach. Nawet sam dyrektor się włączył i
machał tą swoją parasolką gadając po niemiecku. Niestety… jasne było dla obu
stron, że świeżo upieczeni pogromcy demonów byli słabym ogniwem. Toteż demony
rzuciły się głównie na nich. Rzecz w tym, że „święta trójca” nie była jedynymi
początkującymi egzorcystami tam obecnymi. Kawałek dalej pojawiły się Kamiki i
Shiemi. I to one zostały obrane za cel. A przecież powszechnie wiadomo, że
niełatwo jest kogoś chronić oraz jednocześnie walczyć tak, by i samemu nie
zginąć. A demonów jakby przybywało. Jeden nawet zbytnio zbliżył się do
Mephista, a ten… najzwyczajniej w świecie sobie zniknął. Zabrzmiał zbiorowy
jęk, a atakujący… no już utrzymywali sporą przewagę.
Nowoprzybyła trójka chłopców
również się włączyła, ale niewiele mogli zdziałać. I kiedy posłaniec z Gehenny
miał uciąć głowę Bonowi, ten rozpadł się na kawałeczki jakby go na sushi
pocięto. Oczom egzorcystów ukazał się młody chłopak, który był już znany
„świętej trójcy” – Amikiri. A dokładniej mowiąc raczej tylko dwójce z nich.
Jego ubranie zaszeleściło kiedy obrócił się by jednym cięciem pozbyć się
kolejnych natrętów. Shura zrobiła z ust dziubek i mruknęła pod nosem cichy odgłos
zdziwienia.
-Demon? – spytała niby sama
siebie.
Dwaj chłopcy spojrzeli po sobie,
ale nic nie powiedzieli. Walka trwała dalej Walka powoli zaczynała
wyglądać na bardziej sprawiedliwą, chociaż wielu spoglądało na pomagającego im
demona podejrzliwie. Mimo to nadzieja wróciła. Razem z resztkami odwagi i determinacji.
Bon skoczył do przodu, zupełnie wyłączając racjonalne myślenie i wywijając
K'rikiem**, śpiewając przy tym sutry. Jego przyjaciele ruszyli jego śladem,
skupiając się jednak głównie na ochronie pleców kumpla, który wydawał się nie
do końca zdawać sprawę z zagrożenia. Albo najzwyczajniej w świecie je
ignorując.
Wtem
pojawił się kolejny i znacznie większy przeciwnik. Wyglądał jak skrzyżowanie
sokoła i jakiegoś dziwnego kotowatego zwierzęcia. Z zagiętego dzioba zwisał
długi jęzor, a ciało pokryte było kolcami i piórami. Które nawiasem mówiąc
ociekały dziwną, kleistą substancją o niezidentyfikowanym kolorze.
Miał 4 łapy zakończone długimi i ostrymi szponami. Czerwone ślepa wpatrywały
się w ludzi przed nim. Zawył głośno, przez co egzorcyści i Amikiri skulili się
z bólu głowy oraz uszu. Jego pojawienie się już całkowicie przeważyło szalę.
Strony starły się ze sobą. Jednak nie mogli nawet tknąć wielkiej bestii.
Wszyscy powoli tracili wiarę w wygraną. Nikt nie przypuszczał, że mogą być tak
nieprzygotowani. Wróg właśnie pozbawił Kirigakurę broni i posłał ją spory
kawałek dalej.
Kobieta nie mogła się podnieść.
Bestia wymierzyła w nią swoją łapą. Shura zamknęła oczy, ale atak nie nadszedł.
Czuła natomiast jak na twarz spadają jej krople krwi. Ewidentnie nie należącej
do niej. Uniosła ponownie powieki i ujrzała demona, który im pomagał. Od
początku jego pojawienia nie wiedziała czemu to robi i czy naprawdę jest po ich
stronie, ale wtedy nie było to ważne. Ale teraz? Dlaczego u licha?!
Wielki
stwór wyszarpnął łapsko z ciała blondyna, powodując u niego kolejną falę bólu.
Ten upadł na ziemię, a krew wypływała z niego w zastraszająco szybki tempie.
Przegrywali. I świadomość tego była bardziej przygniatająca niż kiedykolwiek
wcześniej.
Nagle dość spora ilość demonów
ryknęła i rozpadła się w pył. Kilka kolejnych odleciało w wyniku solidnego
ciosu. Oczom wszystkich ukazał się osobnik odziany w długi czarny płaszcz,
który skutecznie maskował możliwość poznania płci. O normalnym wyglądzie nie
wspominając. Nie widzieli twarzy przybysza. Została przysłonięta przez prostą
białą maskę z wyciętymi dziurami na oczy, a w miejscu ust znajdowała się prosta
kreska. Po lewej stronie, jakby na policzku był namalowany czarny symbol
płomienia. Zaraz obok niego zadrżała ziemia i jakby zaczęła się skręcać i
wyciągać do góry. Po chwili gleba zaczęła nabierać kształtów ludzkich. Jednak
nieznajomy nawet się tym nie przejął. Osobnik który wyłonił się z podłoża
również był odziany w długi płaszcz i miał podobną maskę na twarzy. Różniła się
ona tylko symbolem, który w tym przypadku wyglądał jak trzy trójkąty ułożone na
sobie tworząc coś w rodzaju piramidy. Druga z postaci zachichotała i dało się
słyszeć kobiecy głos.
-Czas na zabawę co nie?
Nie czekając na odpowiedź
dziewczyna ruszyła na demony. Pozbywała się kolejnych zwykłymi ciosami. Nim
ktokolwiek zdążył mrugnąć walczyła z pseudo krzyżówką sokoła. Robiła płynne,
doskonałe, aczkolwiek drapieżne uniki. Teraz w jej atakach przeważała formowana
przez nią na wszelkie sposoby ziemia. Nieznajoma męczyła się z nim jeszcze
przez kilka minut, aż w końcu powaliła demona. Wylądowała gładko na ziemi znowu
chichocząc.
-Hihi… A miałam nadzieję, że
wytrzyma dłużej. Co u ciebie? – zwróciła się do towarzysza
Drugi z osobników przyodzianych
w płaszcz klęczał przy rannym demonie o dwukolorowych oczach, który stanął w
obronie Akademii i egzorcystów. Ten chciał się podnieść, jednak ponownie został
popchnięty na podłogę. Pozostało już ledwo kilka przeciwników, które zaczęły
się wycofywać. Szybko zostały jednak unieszkodliwione. Amikiri powoli odpływał.
Osobnik z płomieniem na masce starał się mu pomóc, ale niewiele mógł zdziałać.
Obok niego pojawiła się Shiemi, która zaoferowała pomoc. Szybko zrobiła
przywołanie i starała się zatamować krwawienie. Shura, która już w miarę doszła
do siebie również pomagała. W końcu jakoś doprowadzili chłopaka do stanu, który
nie zagrażałby jego życia. Blondyn jednak oddychał ciężko.
-Przepraszam, że tak niewiele
zdziałałem. – wychrypiał, patrząc na osobnika w płaszczu. – Tetsu… – popatrzył
na kobietę, który władała ziemią – Skąd wiedzieliście? Jak się tu…?
-Pytaj jego. – zachichotała i
machnęła ręką w kierunku towarzysza.
Wszyscy jak jeden mąż skierowali
spojrzenia na drugiego osobnika w płaszczu. Teraz przynajmniej wiedzieli jakiej
był płci. Chłopak mruknął coś niewyraźnie. A że Amikiri patrzył na niego
niezrozumiale, wziął głęboki oddech i ponownie się odezwał. Starając się mówić
jak najciszej.
-Dostaliśmy się tu normalnie.
Skąd wiedzieliśmy? Cóż… powiedzmy, że starałem się wszystko widzieć. Rzecz w
tym, że przybycie tu trochę nam zajęło. – maska którą nosił zniekształcała
dziwnie głos
-Więc to wy niszczyliście te
pojedyncze demony? – wtrąciła się Shura
Zapadła chwilowa cisza, którą
przerwał zamaskowany mężczyzna. Choć jego głos brzmiał jakby bardzo niechętnie
wyjawiał jakiekolwiek informacje. Wciąż jednak był zniekształcony.
-W większości zajmował się nimi
Amikiri – blondyn pokiwał głową – Ale część została wyeliminowana przeze mnie
bądź w wyniku moich działań. Możesz wstać?
Ostatnie zdanie skierował w
stronę rannego. Ten spróbował się podnieść, ale szybko poczuł ból i był
zmuszony ponownie się położyć. Jego złociste włosy ubrudzone były krwią i
brudem, ale i tak wydawały się mienić.
-Kim jesteście? – drążyła
Kirigakure
-Osobami, które wam pomogły. Z
nieważnych dla was powodów. – odpowiedział wymijająco zamaskowany mężczyzna.
-Więc w jakim celu nam pomagacie?
-Już powiedziałem. Nie musicie
wiedzieć.
-Co nie znaczy, że nie chcemy. –
Shura uparcie wpatrywała się w mężczyznę
-A „dziękuję” to gdzie? –
prychnął
-Dziękujemy, że nam pomogliście.
A teraz byłabym wdzięczna gdybyście odpowiedzieli na pytania.
-Darowanemu koniowi nie patrzy
się w zęby! – sarknął „płomień”
Bon drgnął dziwnie i zapadła
oczekująca na odpowiedź cisza. Nikt jednak jej nie przerwał. Mężczyzna chwycił
Amikiri i usadził go sobie na plecach. Powolnym krokiem skierował się do
kobiety nazwanej Tetsu.
-Idziemy… - powiedział
-Już wracamy?! Tak szybko?! –
zajęczała – nudny jesteś…
Chłopak nic nie powiedział,
tylko jakby poruszył się niespokojnie, kiedy Suguro uparcie wpatrywał się w
jego maskę, jakby starając się coś dostrzec.
-Czekaj… Ty… Kim ty u licha
jesteś?! Skądś cię znam…
Mężczyzna obrócił
się gwałtownie w jego stronę. Nastała chwila pełna napięcia. Obaj wpatrywali
się w siebie, a pozostali patrzyli raz na jednego, raz na drugiego. Ryuuji z
niewiadomych powodów wyglądał na coraz bardziej wkurzonego. I chyba wszyscy
zdawali się czuć jakby ten miał się rzucić na jednego z ich wybawców.
Nominowałam cię do L.M.A., szczegóły na
OdpowiedzUsuńhttp://leviandhissecondchance.blogspot.com/2016/03/liebster-blog-award.html
Pozdrawiam :)
A, przy okazji tę obrazki są cudne <3
OdpowiedzUsuńWitajcie człecy! Jeuś ja praktycznie chyba nigdy nie znajdę bloga który jest pisany i go skomętuje (że ten tego... No rozdziału będą) obrazki jak ma poprzedniczka napisała cudne tak samo jak cudny rozdział! ^^ no to co jeszcze??.... Bay bay!
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńkurcze tyle lat minęło a ja wciąż tutaj zagladam w nadzieji... opowiadanie jest fantastyczne i naprawdę liczę na kontynuację...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika